Westchnęłaś głęboko, przysiadając
pośladkiem na krawędzi zrobionego z ciemnego drewna biurka. Omiotłaś przelotnym
wzrokiem wnętrze swojego skromnego, ale jakże przytulnego biura i przewróciłaś
oczami na ton twojego ojca wydobywający się ze słuchawki, który zarzucał ci
wybranie nieodpowiedniej ścieżki życiowej. Zawsze marzył o tym, abyś została
lekarzem, gdyż w jego rodzinie ten zawód przechodził z pokolenia na pokolenie,
ale ty wolałaś wybrać inne tory. Źrebić własną drogę, która będzie powodować,
że będziesz opuszczać miękkie łóżko z chęcią do życia oraz serdecznym
uśmiechem. Łaknęłaś pomagać ludziom w ich zagmatwanych sytuacjach życiowych,
bronić kobiet przed wykorzystującymi ich kruchość mężczyznami, wspomagać ludzi,
którym było pod górkę. Po prostu czynić dobro tam gdzie tylko się da. Twój
rodziciel nie potrafił tego zrozumieć i non stop narzucał ci wybranie innej
alternatywy na przyszłość. Powoli zaczynałaś mieć tego serdecznie dość. Tym
bardziej, że wspólny biznes prowadzony z Klaudią naprawdę dobrze preparował i
rozkwitał, zachwycając swoją siłą działania niczym rozwijający się z każdym
dniem coraz bardziej pęk róży zapierający dech w piersiach. Podirytowana
odciągnęłaś od ucha telefon i najechałaś opuszkiem palca na czerwoną słuchawkę,
nie mając zamiaru słuchać narzekań starszego mężczyzny ani minuty dłużej.
Zerknęłaś przelotnie na akta ostatnich spraw i usatysfakcjonowana z ich
uporządkowania poderwałaś się z miejsca, sięgając po czarną, skórzaną torbę.
Narzuciłaś na siebie puchatą, czerwoną kurtkę i ruszyłaś do gabinetu blondynki,
która użerała się ze sprawą przemocy rodzinnej jednej z gdańszczanek. Po uprzednim zapukaniu wparowałaś do pomieszczenia
i gdy rozwarłaś już usta, aby zapytać wspólniczkę o to czy zakończyła zakres
obowiązków na dzisiejszy wieczór, który obydwie spędzałyście w centrum Gdańska,
twoje ciemne tęczówki natrafiły na dwa, niewielkie kartoniki. Lustrowałaś je
uważnym wzrokiem, upewniając się czy to aby na pewno to co przewinęło ci się przez
myśli, ale nie miałaś żadnych wątpliwości. Rozchyliłaś bardziej usta lekko
oniemiała, bowiem nie spodziewałaś się biletów na mecz miejscowej drużyny na
biurku Olszewskiej. Od dawien dawna stawiała się na meczach bez twojego
towarzystwa, dlatego też dziwiła cię liczba mnoga wejściówek na spotkanie z
drużyną z Podkarpacia.
-Po co ci dwie wejściówki na
mecz?-mruknęłaś, marszcząc brwi i przyglądając się badawczo twarzy blondynki.
-Bo idziesz ze mną?-odpowiedziała
ci pytaniem na pytanie, wzruszając obojętnie ramionami.
-Zwariowałaś?! Zwariowałaś!
Naprawdę ci coś do łba strzeliło!-uniosłaś się, żywo gestykulując dłońmi.
-Kochasz go, więc o niego walcz.
Nie mów, że teraz kiedy jest do brania odpuścisz.-wywróciła oczami twoja
towarzyszka.
-Zaczynasz paplać jak Halabka.-
prychnęłaś pod nosem.- Owszem, bo jest świeżo po rozwodzie i nie wiem
potrzebuje czasu?-spojrzałaś na nią z niezrozumieniem.
-Tego kurwa miał wystarczająco.-mruknęła
pod nosem.- Czy ty naprawdę tego nie widzisz?! –poderwała się z krzesła.-On go
wziął dla ciebie, idiotko! Nie kochał jej, kochał ciebie i nadal kocha!-tłumaczyła
ci dobitnie.
-Wiesz co? Pierdolnij te papiery
w chuj i wyjdź z tego biura, bo ci odbija.
***
Roześmiany kręciłeś biodrami do
wesołej, świątecznej melodii, której otworzeniem na hali pomysłodawcą był nie
kto inny jak Paweł Halaba. Brunet z butelki wody imitował mikrofon i wymachując
brwiami ku górze spoglądał na ciebie z udawanym pragnieniem oraz dzikością,
naśladując wokalistę Jingle Bells. Kozub pokręcił z niedowierzaniem głową,
parskając niepohamowanym śmiechem, kiedy twój przyjaciel nagle nałożył na głowę
poroże renifera i zaczął cię nim napastować po torsie. Czasami zastanawiałeś
się czy tylko ty jesteś zrównoważony psychicznie w tej drużynie. Nawet
Winiarski podskakiwał teraz do piosenki wraz ze swoim asystentem, naśladując
kankana. Z otwartej dłoni uderzyłeś się w czoło i chichocząc pod nosem dorzuciłeś
piłką do kosza. Jako, że trening oficjalnie zakończył się dobre piętnaście
minut temu, bowiem tyle trwały wygłupy twoich kolegów oraz szkoleniowców
postanowiłeś do nich dołączyć. Wraz z Łukaszem Kozubem płynąłeś po parkiecie,
przemieszczając się po nim w układzie tanecznym na dwa kroki i zanosząc się
przy tym głośnym śmiechem. Nie żałowałeś, że po mimo pochodzenia z nad morza
twojej byłej już żony zdecydowałeś się tutaj powrócić. Tęskniłeś za tą ekipą i
cieszyłeś się, że po mimo mijającego czasu nie wykruszyła się. Pomiędzy
porannym rozruchem a początkiem rozgrzewki przed meczem zawitałeś do centrum
handlowego i doprowadziłeś prezenty dla bliskich do finiszu, mając czystą
głowę. W pełni skupiłeś się na odpowiednim przygotowaniu do bardzo ważnego
spotkania z Asseco Resovią Rzeszów, nie przywiązując większej uwagi do
publiczności. Nie byłeś jeszcze wówczas tego świadom, że jedna z osób, która na
niej spoczywała podziała na ciebie jak płachta na byka. Dopiero pod koniec
rozgrzewki zauważyłeś, że Halaba wymienia się czułym pocałunkiem z blondynką, a
obok niej widniała ona. Kobieta, która potrafiła roztrzaskać twoje drobne serce
na kawałeczki i która jednym swoim pojawieniem potrafiła je jednocześnie także
poskładać. Serce mocniej obiło się o mostek, przypominając o swoim istnieniu, a
tętnice zaczęły szybciej pompować krew, która błyskawicznie przemieszczała się
po twoim ciele, powodując falę gorąca jaka oblała cię po jej wypatrzeniu. Zwróciłeś
się do niej plecami i pośpiesznie powachlowałeś koszulką, aby nieco ostudzić
twoje płonące na jej widok ciało. Zakłopotany tą sytuacją wplotłeś smukłe pace
w swoje włosy i wypuściłeś powietrze ze świstem, podchodząc do przyjmującego.
-Co ona tu robi?-warknąłeś
podirytowany.
-Jak widać siedzi.-odparł brunet,
udając niewzruszonego twoim stanem emocjonalnym.
-Paweł, nie jestem w nastroju do
żartów.
-W takim razie skończ tą całą
szopkę i powiedz jej co czujesz, bo to naprawdę świetna komedia jak się
zachowujesz.-poklepał cię po ramieniu, posyłając blady uśmiech.
-Pojebało cię.
-Nie. To ciebie Bartuś pojebało,
bo jesteś po rozwodzie, wiec nie wiem na co ty kurwa czekasz. Choćbym bardzo
chciał to za ciebie jej prawdy nie powiem, bo to najzwyczajniej w świecie
byłoby słabe.
Machnąłeś na niego zrezygnowany
dłonią i zatopiłeś się w wirze przedmeczowym jak i później meczowym, aby
zepchnąć mętlik myśli do zakamarków twojego umysłu. Choć dokładałeś wszelkich
starań to wciąż twoje błękitne tęczówki prześwietlały wnikliwym wzrokiem drobną
sylwetkę młodej prawniczki pomiędzy akcjami meczu, a z twarzy ciężko było
zetrzeć nikły uśmiech jaki impulsywnie wpływał na twoje usta, gdy zirytowana
uderzała dłonią o kolano czy odruchowo z powodu euforii pisnęła lub uderzyła
dłońmi o siebie, nagradzając ciebie czy innego zawodnika brawami. Prawda była
taka, że uczucie do Malwiny Pawłowskiej ciężko było zatrzeć lub wyprzeć. Ono w
tobie było. Żyło swoim rytmem i nie miałeś na to najmniejszego wpływu. Gorącą
miłość jaką ją darzyłeś starałeś się przerodzić w złość, która kipiała w twoim
dwumetrowym ciele i przelewała się na znakomite akcje. Kochałeś w siatkówce to,
że bez zbędnych tłumaczeń mogłeś uderzyć w piłkę najmocniej jak się da, aby się
wyładować i przy okazji zanotować przy tym punkt. Nic, więc dziwnego, że
statuetka najbardziej wartościowego zawodnika spotkania trafiła w twoje ręce.
Lepszego prezentu przedświątecznego, a właściwie już świątecznego nie mogłeś
sobie wymarzyć, choć nie. Mogłeś. Ją przy swoim boku. Powlokłeś wzrokiem do jej
terenu na widowni i poczułeś dreszcz przebiegający przez twoją skórę. Tak
znajomy, gwałtowny i cudowny zarazem, a za wszystko to odpowiadał jej
przenikliwy wzrok, który sunął po tobie. Opamiętałeś się i odwróciłeś głowę z
bólem serca, ale to zrobiłeś. Podreptałeś wraz z Pawłem za bandy reklamowe i
przystanąłeś naprzeciw znajomych ci dziewczyn.
-Cześć Klaudia.- wymruczałeś.
Słyszałeś głośne fuknięcie pod
nosem brunetki. Poczułeś satysfakcje z powodu skutecznego zdenerwowania jej.
Kochałeś ją. Nie chciałeś by cierpiała, ale jednocześnie chciałeś zadać jej
ból. Łaknąłeś by poczuła smak cierpienia równie dobitnie jak ty i na razie
twoja gra Bartoszu chyba wychodziła ci perfekcyjnie.
-Serio?! Powiedz mi co ja ci
takiego zrobiłam?! Dlaczego mnie tak chłodno traktujesz?! Przecież pomogłam ci
się rozwieść!- warczała na ciebie, mierząc cię pełnym zawiści i wściekłości
wzrokiem.
Przecież nie mogłeś z siebie
wydusić, że tak naprawdę nie zrobiła ci zupełnie nic. Tylko żałośnie cię w
sobie rozkochała, Bartku.
~*~
Hejka! ^^
Przepraszam, że w ubiegłym tygodniu nie pojawił się rozdział, ale miałam naprawdę zwariowany tydzień, a na weekendzie miałam okazję podziwiać mecz Resovii z Jastrzębiem, a jak wiecie Tomka oglądania odpuścić sobie nie mogłam :D Mam nawet foteczkę z nowego klubu haha ^^ W ten weekend będę miała okazję podziwiać naszych śmieszków, czyli Halabkę i Bartka :3 Trzymajcie kciuki by udało się złapać na pamiątkową fotkę! <3 A co do rozdziału... Bartek nadal nienawidzi Malwiny, a ona próbuje się jakoś przedostać przez lód jakim ma otoczone swoje serce :/ Przyjaciel chcą pomóc, ale na razie marnie im to wychodzi ;( Postaram się dodawać teraz rozdział jeden raz w tygodniu, ale czy dam radę regularnie to zobaczymy, ale na pewno się postaram :3 Całuję i do zobaczenia za tydzień! ;*
PS: Rzadko to u mnie widzicie, więc muszę o tym wspomnieć :D A mianowicie bardzo mi się podoba ten rozdział i jestem z niego bardzo zadowolona, ale zostawiam Wam jego jakość do oceny :3
Malwina i Bartek zachowują się jak dzieci błądzące we mgle :D Są dorośli, a nie potrafią się zdobyć na to, by szczerze ze sobą porozmawiać i w końcu wszystko wyjaśnić. Może jakieś przetrącenie w łeb by się przydało? 😂 a tak serio, to teraz Malwina stara się o kontakt z Barrkiem, a on, pomimo rozwodu dalej nie potrafi wyznać Malwinie swoich uczuć. Przyjaciele próbują pomóc, sytuacja z meczu jest tego najlepszym przykładem, tylko oni sami muszą chcieć... Może pewnego dnia zejdą z tej krętej ścieżki i chociaż spróbują porozmawiać 😅
OdpowiedzUsuńPozdrawiam 😘
Obojga kieruje irytacja na tą drugą osobę i cóż...
Usuńoni chyba chcą, ale nie wiedzą, że ta druga połówka też chce być z tą osobą
Zobaczymy