sobota, 30 listopada 2019

Stacja druga


Zaczerpnęłaś głębokiego oddechu, popychając widniejące przed tobą masywne drzwi. Twoje oczy chłonęły znajome ci już od jakiegoś czasu widoki, a serce obiło się mocniej o mostek z momentem natrafienia twoich tęczówek na te błękitne, niegdyś tak zapierające dech w piersiach. Blondyn rozwarł lekko ustach w skutek zdziwienia i przeszył twoją sylwetkę wzrokiem jakby niedowierzając, że naprawdę tutaj jesteś, że stoisz przed nim odziana w czarną pelerynę i reprezentujesz jego partnerkę, której niegdyś przecież tak nie cierpiałaś. Po sali sądowej echem niosły się słowa sędziny, a chwilę później prawnika Filipiaka oraz twoje. Na przemian udzielały się obie strony biorące udział w rozprawie. Twoja uwaga jednak nie skupiała się w pełnym stopniu na procesie sądowym. Stalowe tęczówki pożerały dyskretnym wzrokiem twarz atakującego, który co jakiś czas cię na tym przyłapywał. Tęskniłaś za jego delikatnymi, ale zarazem wyraźnymi rysami twarzy, drutami, za którymi to skrywał się uśmiech kupujący twoje serce w całości oraz jasnymi kosmykami, w które wplatał smukłe palce, zaczesujące je do tyłu pod wpływem stresu. Błękitna koszula idealnie uwydatniała jego szerokie barki i przylegała szczelnie do wyrzeźbionego ciała, powodując u ciebie lekkie rozkojarzenie. Kilkukrotnie łapałaś się na przegryzaniu skuwki od długopisu z tego powodu. Twoim ciałem wstrząsały dreszcze, a serce pragnęło się wydostać i wpaść w jego dłonie. Choć już dawno było ofiarę jego sideł i nie potrafiło się z pod nich wydostać. Doskonale wskazywały na to twoje drżące dłonie pod ciężarem jego przenikliwego spojrzenia oraz telepiące się pod biurkiem nogi. Gęsia skórka pokrywała całe twoje ciało, gdy kontakt wzrokowy zawisał pomiędzy wami. Mimo to zachowywałaś pełen profesjonalizm i broniłaś strony Ady, obwiniając o rozpad małżeństwa Bartosza. Wypowiadałaś się w elokwentny sposób, dostrzegając się tlący w oczach siatkarza podziw. Na twojej twarzy pojawił się szeroki uśmiech, kiedy starsza znacznie od ciebie kobieta ogłosiła decyzję sądu. Małżeństwo Filipiak zostało unieważnione z winy Bartka, co oznaczało, że odniosłaś zwycięstwo w jednej z cięższych rozpraw. Odetchnęłaś z ulgą, zamykając za sobą drzwi sali sądowej i przymknęłaś powieki, wypuszczając powoli powietrze z rozchylonych ust. Gdy rozwarłaś oczy ujrzałaś przed sobą blondynkę, która dziękowała ci w postaci ciepłego uśmiechu. Uścisnęłaś jej dłoń, kiwając jedynie głową i życzyłaś powiedzenia na nowej drodze życia. Ada odpowiedziała ci jedynie nikłym uśmiechem i wyszeptała słowa, których nie spodziewałabyś się nigdy usłyszeć z jej ust:

-On cię kocha.

Nim rozchyliłaś wargi, aby jej coś odpowiedzieć zniknęła za zakrętem, pozostawiając cię z plątaniną myśli. Może kłamała? Po co miałaby ci to mówić skoro doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że za nią nie przepadałaś? Zgodziłaś się dla niej walczyć w sądzie, bowiem chciałaś dokopać Filipiakowi za wyrządzone krzywdy, za rozkochanie cię i pozostawienie na pastwę samej sobie, za wiele innych rzeczy. Jednak teraz nie zamierzałaś chować głowy w piasek. Zacisnęłaś dłonie w pięści i z bojowym nastawieniem ruszyłaś przed siebie. Stukot twoich obcasów rozbrzmiewał po długim korytarzu sądu w Gdańsku, sprawiając, że twarz Bartka zwróciła się w twoim kierunku.

-Bartek, daj nam szansę.-wyszeptałaś, spoglądając z tlącą się w twoich oczach nadzieją na blondyna.

-Kpisz sobie ze mnie?-prychnął.

-Nie. Ja popełniłam błąd. Nie potrafiłam sobie poradzić z własnymi uczuciami, ale teraz już wiem, że zachowywałam się tak, bo cię kocham. Jesteś wyjątkiem od reguły. Nie zakochuje się, ale w tobie jakoś potrafiłam.-wydusiłaś na jednym wdechu.

-Wiesz co? Nie wierzę ci. To z pewnością twoja kolejna gierka tak jak to całe kokietowanie mnie.-wycedził przez zaciśnięte zęby, mijając cię.

-Bartek!-krzyknęłaś za nim.

-Daj mi spokój.


***


Westchnąłeś głęboko nad złocistą cieczą, która znajdowała się przed tobą. Spojrzałeś bezradnym wzrokiem na towarzyszącego ci bruneta i upiłeś łyk zimnego napoju, oblizując wargę. Paweł pośpiesznie wystukał na ekranie telefonu odpowiedź do swojej dziewczyny i skupił całą swoją uwagę na tobie. Milczeliście od dobrych kilku minut, ale nie potrzebowaliście słów, aby dojść do wniosku, że sytuacja miłosna w jakiej się znalazłeś była beznadziejna. Wiedziałeś to od samego początku, gdy z ust Malwiny padły słowa, że nie wierzy w miłość, że to zwykłe bujdy. Wtedy jeszcze nie miałeś pojęcia, że ta dziewczyna skradnie ci serce i każdą myśl jaka przewinie się przez twoją głowę. Od początku przykuła twoje zainteresowanie swoim skomplikowaniem, mieszanką wybuchową. Wesołością z domieszką nutki buntowniczki. Faceci za nią szaleli. Widziałeś to doskonale. Szczególnie, kiedy przechadzaliście się gdańskimi uliczkami i większość przedstawicieli płci męskiej obdarowało ją pełnymi zaintrygowania spojrzeniami. A ty byłeś jednym z nich, lecz ciebie wyróżniało jedno. Nie chciałeś jej jedynie w swojej sypialni i czuć pod sobą jej rozgrzane ciało. Chciałeś jej na zawsze. Na stałe u swojego boku i z nikim się nią nie dzielić. To odbierało ci zdrowe myślenie, kiedy była w pobliżu. Tyle czekałeś, wylałeś ocean nadziei na to, że ona w końcu coś do ciebie poczuje, obdarzy cię równie mocnym uczuciem jak ty ją, a teraz gdy zdeklarowała ci miłość najzwyczajniej w świecie w to wątpiłeś. Przecież była Malwiną Pawłowską. Dziewczyną, która nigdy nie zaznała tego gorącego uczucia, więc skąd mogła wiedzieć, że właśnie takim cię darzyła? Prychnąłeś pod nosem do swojej plątaniny myśli i odnotowałeś zaciekawione spojrzenie przyjmującego.

-Miałeś rację. Kocham ją i to mnie gubi. –sapnąłeś zmęczony psychicznie tą sytuacją.

-Nosz kurwa! Pawciu Halabciu, inaczej pan Paweł ma zawsze rację!- ożywił się twój przyjaciel, a na jego twarz wpłynął szeroki uśmiech.-Nie patrz tak na mnie! Nie moja wina, że mama w genach mądrość dała!

-Szkoda, że urody ci nie dała.-wystawiłeś mu język, chichocząc na widok jego miny.

-Wracając do ciebie, bo ta rozmowa zjeżdża na nieodpowiednie tory, to skąd wiesz, że ona nie mówi prawdy?

-Proszę cię! Paweł! Ona nie ma pojęcia o miłości, a teraz z dupy wyjeżdża mi, że mnie kocha!

-Ale czemu miałaby kłamać?

-Bo uwielbia się bawić moimi uczuciami. Niegdyś wychodziło jej to perfekcyjnie.

-Ludzie się zmieniają.

-Ale nie ona.

~
Hello! ^^
Przepraszam, że tyle mi z tym zeszło, ale ta część jest cięższa do pisania niż pierwsza tej historii :/ To wyżej nie ma nawet 1000 słów, ale nie potrafię nic więcej z siebie wykrzesać. Wybaczcie mi to. Może wydarzenia jakie miały tu miejsce przynajmniej Wam to wynagrodzą ;3  Już wiecie czemu Bartek odciął się od Malwy.. Ktoś jest w szoku? :D Całuję i do zobaczenia mam nadzieję, że niebawem ;* ( Postaram się za tydzień jakoś zjawić :D)


wtorek, 12 listopada 2019

Podróż druga: Stacja pierwsza




Niechętnie zwlekłaś się z łóżka i powędrowałaś do kuchni. Po mimo oślepiających swoim blaskiem promieni słońca, które wdzierały się do wnętrza twojego mieszkania nie wykrzesywałaś z siebie żadnych chęci do życia. Tępym wzrokiem wpatrywałaś się w gotującą się w czajniku elektrycznym wodę i wzdychałaś głośno do swoich myśli, w których natłoku się dusiłaś. Przymknęłaś powieki i starałaś się uspokoić twój rozszalały umysł, ale jak zazwyczaj sobie z tym nie radziłaś. Podirytowana chwyciłaś za urządzenie i strumieniem wrzącej cieczy zalałaś ciemny proszek. Przelotnym wzrokiem omiotłaś mieszkanie i zameldowałaś się na kanapie w salonie. Bez większego zaangażowania przejrzałaś media społecznościowe, w których nie za wiele działo się podczas twojego snu i otoczyłaś parujące naczynie smukłymi palcami, przyciągając je do ust. Niewielki łyk ciemnej cieczy spowodował nieprzyjemne pieczenie twojego języka, ale po chwili przywykłaś do tego stanu. Kawa z każdą minutą, którą poświęcałaś wylewnej analizie zachowania Filipiaka stawała się coraz chłodniejsza, co sprawiło, że pochłonęłaś ją w przeciągu trzydziestu minut. Jak miałaś w zwyczaju zerknęłaś na plan dzisiejszych zajęć i wzruszyłaś ramionami, decydując się na opuszczenie kolejnych godzin na gdańskiej uczelni. Odziana w białą bluzę oraz czarne spodnie narzuciłaś na siebie kurtkę i przewieszając sportową torbę przez ramie zamknęłaś za sobą drzwi mieszkania. Chwilę później po przebyciu odpowiedniej trasy komunikacją miejską zjawiłaś się przed budynkiem jednej z galerii handlowych. Przywitałaś się nikłym uśmiechem z młodym chłopakiem, który widniał za ladą w recepcji i podreptałaś w  kierunku szatni. Zmieniłaś swój strój na znacznie bardziej odsłaniający twoje drobne ciało, a włosy związałaś w kucyka, aby nie przeszkadzały ci przy wykonywaniu ćwiczeń. Nasunęłaś na uszy sporych rozmiarów słuchawki i stawiłaś się w centrum siłowni. Wsłuchując się w mocne rytmy utworów, które miały pobudzić cię do wysiłku napierałaś na pedały roweru stacjonarnego, odnotowując w głowie cel, do którego dzisiaj miałaś dążyć. Przewróciłaś oczami, dostrzegając na wyświetlaczu telefonu zdjęcie przyjaciółki. Pośpiesznie odrzuciłaś próbę kontaktu od blondynki i mocniej zacisnęłaś dłonie na rączce od sprzętu siłowni. To właśnie było twoim sposobem na zapomnienie choć na chwilę o blondynie posiadającym błękitną, urzekającą barwę tęczówek. Wylewanie siódmych potów, zmuszanie organizmu do ciężkiej pracy, aby po powrocie móc przymknąć powieki i rozkoszować się miękkością materaca swojego łóżka. Tak wyglądała większość twoich dni, czemu przeciwna była Klaudia oraz Paweł, któremu dziewczyna się wygadała. Zdawałaś sobie sprawę, że się wyniszczasz, że szkodzisz swojemu zdrowiu, ale wysiłek sprawiał, że twoje myśli uciekały gdzieś indziej niż do atakującego. Byłaś przecież szczupłą osobą, która nie potrzebowała godzin na siłowni, aby przywołać na siebie spojrzenia mężczyzn. Mogłaś mieć każdego, ale nie tego, którego pragnęłaś. Westchnęłaś głośno i zewnętrzną częścią dłoni otarłaś wilgotne od kropelek potu czoło. Twój oddech w przeciągu kilku sekund zmienił się w płytki i urwany, a ty pracowałaś jeszcze solidniej, czując dziwnego rodzaju ukojenie, uśmierzenie bólu jaki powodował Bartosz Filipiak.

-Wykończysz się, idiotko.-oświadczyła Olszewska, która w nieznanym ci momencie wtargnęła do siłowni.

-Znam swoje granice.-mruknęłaś pod nosem.

-Tak samo było z miłością, a później dobrze wiemy jak było.-odparła blondynka, karcąc cię wzrokiem.

-Daruj sobie. Chuj ci do tego.

-No właśnie nie, bo jestem twoją przyjaciółką i najzwyczajniej w świecie się o ciebie martwię! W tej chwili z tego złaź, przebieraj się i skończ się krzywdzić!

Prychnęłaś na jej słowa, mierząc ją kpiącym wzrokiem. Posłusznie zeskoczyłaś ze sprzętu i widząc satysfakcje malującą się na jej twarzy zastąpiłaś go stanowiskiem z ciężarami. Studentka prawa westchnęła nad tobą głęboko i kontynuowała swój monolog, próbując nakłonić cię do zmiany decyzji. Ty jednak stanowczo kręciłaś głową i namawiałaś ją, aby nie marnowała czasu i powróciła do siebie. Zrezygnowana blondynka opuściła obiekt sportowy, a ty w pełni oddałaś się procesu oczyszczania myśli.


***



Wyczerpana opadłaś na materac swojego łóżka i przymknęłaś powieki, ignorując wibrujący na szafce nocnej telefon. Każdy dzień wyglądał tak samo. Różnił się od siebie jedynie detalami takimi jak inny zestaw ubrań czy zestawienie posiłków. To pomagało ci jednak choć odrobinę uciec od popełnionego błędu, który gdybyś w porę otrzeźwiała mógłby nie mieć miejsca. Teraz pozostało ci jedynie znosić informacje, że gdzieś w Bełchatowie żyje sobie uroczy blondyn, który trzymał twoje serce w klatce i nie zamierzał go wypuścić oraz ona, która swoim widokiem przez sekundę powodowała napięcie wszystkich mięśni zgromadzonych na twoim drobnym, ale jakże wysportowanym ciele. Kilogramy znikały z ciebie szybciej niż świeżo upieczone bułeczki z piekarni, ale nie przejmowałaś się tym. Chodziło ci w tym wszystkim o satysfakcje, że o nim nie myślałaś, że choć na chwilę mogłaś odetchnąć pełną piersią i zapomnieć o istnieniu kogoś takiego jak Bartosz Filipiak. Nie miałaś pojęcia jakim cudem jeszcze znajdowałaś się na liście studentów ostatniego roku prawa na gdańskim uniwersytecie, ale dziękowałaś Bogu, że nadal miałaś szansę ukończyć ten etap edukacji. Znowu widziałaś jego. Jego piękną, promienistą twarz, napigmentowane błękitem oczy oraz rozwiane przez mroźny wiatr jasne kosmyki, w których niejednokrotnie zatapiałaś smukłe palce, tonąc z nim w gorącym pocałunku i to wcale nie był sen, bo przecież doświadczałaś tego niegdyś naprawdę często. Mimowolnie wzniosłaś kąciki ust ku wyżynom, gdy jego widok sycił twoje wygłodniałe oczy. Przewróciłaś się na drugi bok i przyciągnęłaś do siebie mocniej kołdrę, aby po chwili zdać sobie sprawę, że to przecież jawa, rzeczywistość, ale ta wyśniona przez ciebie. Poderwała się do pozycji siedzącej i wspierając plecy o ścianę westchnęłaś głośno, czując ogarniającą cię bezsilność.

-Cholera.-fuknęłaś pod nosem, skubiąc kawałek pierzyny i próbując ochłonąć po kolejnym zbyt intensywnym śnie z atakującym w roli głównej.-Czy to się kiedyś skończy?-warknęłaś podirytowana.

-Owszem. Jak oboje się ogarnięcie.-mruknęła cicho blondynka, której obecność odnotowałaś właśnie w tym momencie.
Widocznie musiała się tutaj zjawić, kiedy pogrążyłaś się we śnie. Przypuszczałaś, że dorobiła sobie komplet kluczy, aby mieć na ciebie oko, ale nie miałaś pojęcia, że zaglądała tu wciąż, gdy ty przebywałaś w krainie Morfeusza, marząc o Filipiaku. Miłość do niego przyszła stopniowo, a później uderzyła cię niczym fala tsunami, otrzeźwiając dobitnie. Spojrzałaś na nią zbolałym wzrokiem i zsunęłaś głowę na jej ramie. Milczałaś, ale ona czytała z ciebie jak z otwartej księgi. Rozumiała jak nikt inny. Z wyjątkiem niegdyś jego.


~*~
Hejka! ^^
Zdaje sobie sprawę, że musiałyście chwilę sobie na to poczekać i ta część nie powala na kolana, ale jak wiemy początki bywają ciężkie i to wyżej naprawdę właśnie mega ciężko mi się pisało :/ No, ale zamysł jest i powinno teraz pójść z górki. Na razie o Bartku cisza, ale dlaczego to dowiecie się może już nawet w kolejnym odcinku losów głównych bohaterów ^^ Szykuje się coś naprawdę dobrego :D Całuję i do zobaczenia w przyszłym tygodniu! ;* ( miejmy nadzieję haha :D)
PS: Jak wykrzesam trochę czasu to postaram się wziąć w obroty Łukasza, lecz wyjazd do Bełchatowa praktycznie zabiera mi cały weekend także no :D 

niedziela, 3 listopada 2019

Koniec podróży


Sierpień 2020

Wsparłeś  się ramionami o metalową balustradę balkonu i przymknąłeś powieki, zaciągając się obficie letnim powietrzem. Na twoich ustach błąkał się  beztroski uśmiech, a pojawienie się obok blondynki spowodowało jego gwałtowne powiększenie. Błękitne tęczówki chłonęły jej smukłą sylwetkę podczas,  gdy twoje myśli krążyły wokół wdzięczności wobec Boga za postawienie jej na twojej drodze. Wtedy  wówczas wydawało ci się, że zesłany na ciebie został wyłącznie deszcz, a   prognoza nie zwiastowała słońca. Mimo to jednak promyk przedarł się przez burzowe chmury i zawitał do twojego serca najpierw roztropnie, a później nieco śmielej. A teraz jasność padała na ciebie podczas  każdego dnia, przesuwając ulewę w postaci brunetki w głąb otchłani. Ułożyłeś smukłe dłonie na drobnych ramionach blondynki i musnąłeś przelotnie jej policzek wargami. Wsparłeś brodę o jej ciało i utonąłeś wzrokiem w panoramie miasta, w której oddali dało dostrzec się zarysy bełchatowskich kominów. Zawsze marzyłeś o grze w tym klubie, o słynięciu jako atakujący mistrza Polski, którym zamierzałeś się niebawem stać. Łaknąłeś posmaku złotego kruszcu jak niegdyś Malwiny Pawłowskiej. Teraz starałeś sobie wmówić, że jej nie potrzebowałeś, że uczucie jakim ją darzyłeś rozpłynęło się w powietrzu i prawie ci się to udawało. Właśnie. Prawie, Bartku. Westchnąłeś głośno, przecierając twarz dłonią i zagłębiłeś się ponownie we wnętrzu mieszkania, oświadczając Adzie, że uciekasz się pakować. Lada moment wraz z reprezentacją Polski miałeś udać się do Tokio, gdzie niebawem planowany był początek igrzysk olimpijskich. Staranie ukształtowane w kostkę ubrania wkładałeś do walizki, bijąc się z własnymi myślami. Czy twoje życie na pewno zmierzało w odpowiednim kierunku? Czy Adrianna Makowska była tą, z którą miałeś dzielić dnie i noce? To samo pytanie zadawał też sobie chyba twój przyjaciel, który zaproponował ci wypad na kawę w centrum miasta.

-Bartek, jesteś pewny, że ona ci da szczęście?-zapytał niepewnie Halaba po upiciu łyku kawy.

-Nie wiem.-westchnąłeś.

-Kochasz Malwinę. Nadal. Widzę to.

-Kurwa! Dobra! Kocham ją! Tak, masz rację!-uniosłeś się, nie wytrzymując napięcia.-Ale Adę także kocham i ona jest w stanie to uczucie odwzajemnić. –dodałeś ciszej.

-Filipiak, nie możesz…

-A właśnie, że mogę.- prychnąłeś i opuściłeś lokal.


***

Kilka miesięcy wcześniej

Przewróciłaś oczami, przewijając kolejne zdjęcie. Blondyn pokrywał swoimi wielkimi dłońmi pośladki blondynki, trwając z nią w żarłocznym pocałunku. Tuż za ich sylwetkami rozciągało się gdańskie morze, które dodawało magii fotografii, lecz ty jej nie odczuwałaś. Na jej widok czułaś jedynie frustracje i zdegustowanie, bowiem nigdy nie przypuszczałaś, że Bartek, jeżeli będzie miał Instagrama kiedykolwiek zdecyduje się tak publikować tak wylewne zdjęcia ze swoją wybranką. Pokręciłaś głową, aby odgonić od siebie natłok myśli z atakującym w roli głównej i opadłaś na drewnianą, sporych rozmiarów huśtawkę. Odblokowałaś ekran telefonu i ujrzałaś przed oczami nagranie z Filipiakiem, który swoim nosem łaskotał szyję Ady. Momentalnie zablokowałaś urządzenie i cisnęłaś nim przed siebie na cieszący oko odcieniem soczystej zieleni trawnik. Twoja rodzicielka spojrzała na ciebie z uniesioną brwią, odrywając na moment wzrok od roślin, którymi się zajmowała, a ty jedynie wzruszyłaś ramionami, zgrywając obojętną. Choć wcale takie podejścia względem relacji siatkarza i blondynki nie miałaś. Podkurczyłaś kolana i wsparłaś na nich swoją brodę, przymykając powieki. Potrzebowałaś powietrza. Dusiłaś się osobą byłego przyjaciela. Dobijała cię twoja sytuacja z nim, która polegała na braku kontaktu z nim. Blondyn zerwał waszą więź już jakiś czas temu, co naprawdę przeżyłaś. Bolał cię jego chłody stosunek względem ciebie. Przeczuwałaś, że palce w tym maczała Makowska, ale nie miałaś siły na spory z Bartkiem i stawanie pomiędzy nimi. Byłaś przekonana, że on by i tak uwierzył jej. W tym momencie nagle zrozumiałaś coś bardzo ważnego, Malwino. Słona ciecz cisnąca ci się do oczu niespodziewanie i nagle spłynęła po twoich bladych policzkach, kończąc swój tor na glebie rozciągającej się pod twoimi stopami. Prychnęłaś pod nosem nad swoją postawą. Uważałaś się za głupią i naiwną. Głupią, że nie zauważyłaś tego wcześniej, po mimo obszernych wykładów przyjaciółki, a naiwna za sprawą nieliczenia się z tym, że ciebie kiedyś także dopadnie miłość. Tak właśnie się stało. Malwino Pawłowska, zakochałaś się. Poczułaś to w co nie wierzyłaś, czego może podświadomie nawet się obawiałaś. Pokochałaś swojego najlepszego przyjaciela. Wszystkie czułe gesty, pocałunki, wymowne spojrzenia. Teraz nagle stały się ciebie jasne. Czyniłaś je z nieodgadnionych dla siebie powodów, ale teraz dostrzegłaś w tym sens.

-Filipiak, cholera.-mruknęłaś pod nosem, kręcąc z niedowierzaniem głową jakbyś chciała wyprzeć prawdę, odeprzeć ją od siebie, lecz nie mogłaś.

Śnieżnobiały uśmiech pod odsłoną drutów od aparatu, jasne. blond włosy, błękitne tęczówki prześwietlające na wskroś. Ten zestaw powodował, że kąciki twoich ust wędrowały ku górze czy też na ten widok czy na jego wspomnienie, które ci teraz pozostało. Tak bardzo zapragnęłaś poczuć jego perfumy, zagościć w jego silnych ramionach i zostać obdarowaną masą pocałunków w mroku twojej sypialni, jak wówczas, gdy delektowaliście się swoją bliskością nawzajem. Już wtedy odczuwałaś wobec Bartosza Filipiaka słabość, ale nie potrafiłaś stawić temu wniosku czoła. Gdybyś tylko odkryła to wcześniej… Twoje drobne ciało nawiedzały dreszcze po mimo blisko dwudziestu stopni na dworze, a serce kruszyło się na kawałki, nie zważając na swoją potężną budowę. Stałaś się tak cholernie słaba, Malwino. Jeden człowiek był w stanie cię zniszczyć.

-Malwina? Czemu dzwonisz?-wyraźne zdziwienie dało się dostrzec w głosie Olszewskiej.

-Klaudia..-załkałaś do słuchawki.-Ja… ja się w nim zakochałam.-wydukałaś z siebie.

-Ja pierdole, cóż za refleks. Złoty medal w maratonie gwarantowany. –zakpiła z ciebie przyjaciółka.-A tak na poważnie szkoda, że tak późno do tego doszłaś.

-Musimy z tym coś zrobić.

-Już nawet wiem co.


***


Nie zdążyłaś. Nie dotarłaś na czas na pociąg, którym do Bełchatowa ruszyła twoja miłość. Wpatrywałaś się w oddalający pojazd sunący po torach pustym wzrokiem, zaciskając usta w wąskiej linii, aby łzy lśniące w twoich oczach nie wydostały się nigdzie indziej. Obiecałaś sobie zawalczyć. Obiecałaś sobie darować jak nie uda ci się go spotkać tutaj, a twoja ostatnia szansa oddaliła się od ciebie na dobre. Pragnęłaś dać mu spokój, jeżeli teraz się nie uda i tak też się stało. Twoja próba walki się nie powiodła, a ty byłaś słowna. Może tak było wam pisane? Żyć z dala od siebie z kimś zupełnie innym przy boku? Spotkać się, aby się czegoś nauczyć? Nabrać nauczki na własnych błędach?  Słuchać się swojego serca, siebie? Pociąg się wykoleił, a ty wpadłaś do jego serca. Zamiast pokonać drogę bez przeszkód to zaliczyłaś upadek i zatonęłaś w nim doszczętnie, dając mu szansę posmakowania prawdziwej miłości. Ty także ostatecznie pozwoliłaś się mu zanurzyć w sobie i odebrać nadzieję na lepsze jutro za nim ją zyskał. Oboje popełniliście błąd. Czy będziecie w stanie go naprawić? Westchnęłaś, odsuwając się plecami po tablicy rozkładów. Tej samej, przy której zyskałaś jego uwagę i przy której wszystko się zaczęło, a skończyło przedwcześnie.


~*~
Hello! ^^
Zeszło mi trochę z napisaniem tego epilogu, ale już jestem! Jakość nie powala i miało być naprawdę lepiej, ale coś mi chyba nie wyszło :/ Może wynagrodzę Wam to w części numer 2 :D Tam się trochę podzieje ^^ Bartek ma wątpliwości, ale nadal jest z Adą, a Malwina wreszcie odkryła swoje uczucie do niego. Postaram się zjawić niebawem z pierwszym rozdziałem 2 części, ale nie wiem czy po pracy znajdę odrobinę energii :D A grafik nie rozpieszcza, ale może weekend albo coś w środku tygodnia się znajdzie :D Całuję i do zobaczenia ;*
PS: Dziękuję za obecność na 1 części! <3